Kawanishi N1K "Shiden"
Kawanishi N1K Shiden
wyd.Mały Modelarz skala 1:33
Dawno temu, na łamach któregoś z naszych czasopism modelarskich znalazłem fotografie pięknej dioramy. Angielski modelarz przedstawił wrak samolotu "Zero" leżący gdzieś w azjatyckiej dżungli. To było coś niesamowitego. Nie pamiętam skali ani zestawu z którego A6 M2 został wykonany. Wszystko było tak realistyczne, jakby przed momentem zrobiono fotografię oryginalnych resztek samolotu - rozbity silnik, pokrzywione łopaty śmigieł, popękane poszycie kadłuba. Dookoła wrak porośnięty był imitacją trawy i krzewów. Pamiętam przede wszystkim piękne paprocie kryjące resztki skrzydeł.
Po kilku latach wróciłem do tematu, przypadkowo znajdując na "Armoramie" link do ciekawej strony: www.j-aircraft.com. Są tam między innymi zdjęcia - kolorowe i czarno białe - wraków japońskich samolotów leżących w dżungli, wrytych w piasek plaży lub porzuconych gdzieś na złomowiskach na wyspach Pacyfiku. Zdjęcia naprawdę rewelacyjne. I wtedy oglądając rozbite "Zera" i "Oscary" przypomniałem sobie angielski model. A gdyby to samo - prawie to samo wykonać z kartonu? Karkołomny pomysł... a wykonanie? - wielka niewiadoma... Przez kilka tygodniu oglądałem kilkadziesiąt fotografii i dokładnie je analizowałem. W końcu zapadła decyzja. Na początek należało wybrać samolot, z którego trzeba wyprodukować realistyczny wrak. Co miałem do wyboru? Postawiłem na jednosilnikowca.
"Zero" Halinskiego, "Oscar", "Hien", "Zero" z MM, czy Kawanishi też z MM. Ten ostatni wydał mi się najbardziej oryginalny, gdyż "Zera" były już mocno oklepanym tematem. Hien odpadał - rzędowy silnik w rozebranym płatowcu nie prezentuje się najlepiej, gwiazda to co innego. Ostatecznie zaopatrzyłem się w wycinankę z Małego Modelarza. Samolot był zgrabny, niezbyt duży, miał potężne czterołopatowe śmigło, ważne dla ostatecznego efektu na dioramie. W głowie miałem już koncepcje modelu, ułożonego na kwadratowej podstawce. Teraz należało zastanowić się nad szczegółową kompozycją scenki. Jak pokazać rozbity samolot w sercu dżungli?
Mój Kawanishi nadleciał nisko, tuż zza wierzchołków palm. Ostatnie chwile płonącego samolotu to lot ślizgowy. Silnik przestał już pracować. Kilka metrów nad ziemią lewe, przestrzelone skrzydło zahaczyło o drzewa i jego zewnętrzna część oderwała się wzbijając kłęby kurzu, liści i pyłu. Samolot uderzył w ziemię, przechylił się na prawe skrzydło i jeszcze kilka sekund sunął po ziemi. Słychać było zgrzyt łopat śmigieł, które wykrzywione reagowały jak hamulce orząc grząski grunt. Jeszcze kilka chwil z pobliskich drzew spadały liście i nagle wszystko ucichło...
Tu następuje przerwa trwająca prawie 60 lat. Wrak samolotu narażony na działania atmosferyczne ulega zmianom. Słaba farba zanika ukazując brązową podkładówkę, faktura blach poszycia upodabnia się do pomarszczonego pergaminu. Wystający nad powierzchnie ziemi ogon samolotu przegina się niebezpiecznie w dół.
Jak wygląda wrak samolotu po półwiecznym pobycie w wilgotnej dżungli? I znowu wertowanie internetu w poszukiwaniu właściwych zdjęć. Najistotniejszą sprawą jest kolor wraku. Te porzucone na otwartym terenie, narażone na silny wiatr i palące promienie słońca są srebrnobiałe. Inne leżące w wilgotnej dżungli pokryte są mieszanką błota, laterytu i resztek brązowej farby stanowiącej podkład. W niektórych miejscach powierzchnie oklejone są mchem, a spośród dziur i pęknięć przebijają się zielone kłącza roślin - efektownie wyglądają pędy bambusa między wręgami kadłubów i skrzydeł. Mój wrak będzie brązowo - srebrny, zgrabnie położony na lewe skrzydło pośród palm i tropikalnej roślinności.
Zabrałem się więc do klejenia samolotu. Postanowiłem robić to segmentami - osobno skrzydła, kadłub, silnik itd. Osobno też zdecydowałem się na malowanie elementów i traktowanie ich suchymi pastelami. Gotowe i "postarzone" fragmenty wklejałem odpowiednio na przygotowaną wcześniej podstawkę dioramy. Przełamujący się kadłub ozdobiłem wręgami w miejscu gdzie poszycie już odpadło.
Kawanishi został pomalowany Humbrolami: przede wszystkim aluminium i mieszankami koloru srebrnego i rożnych odcieni brązu. Resztę zrobiły pastele. Aby uzyskać efekt marszczonych blach na sklejone, kartonowe powierzchnie nanosiłem delikatnie krople wody, które po wyschnięciu dawały efekt fałdów. Im więcej wody na kartonie, tym większe pomarszczenie blach. Przestrzelenia i dziury dała igła rozgrzana nad gazowym palnikiem. Najbardziej eksponowanym elementem dioramy okazał się rozbity silnik, bez blach osłon z wykrzywionymi łopatami śmigała. Należało wykonać go od podstaw - MM nie śnił nawet o istnieniu repliki silnika do swojej wycinanki. Zabrało to trochę czasu, ale efekt okazał się chyba dobry.
Dalej należało "zazielenić" otoczenie samolotu. W ten sposób powstał fragment pnia starego drzewa, na którym samolot zatrzymał się tuż po wypadku. Należało dokładnie rozpracować poszycie tropikalnego lasu - paprocie, krzewy no i wreszcie palmy. Do ich produkcji posłużyły liście popularnego fikusa benjamina, oczywiście odpowiednio spreparowane. Trafił się także asparagus i inne dodatki do kwiatowych wiązanek. Trzeba było wykonać dużo roślin, gdyż dżungla jest przecież gęsta i trudna do przebycia.
Ostatecznie wrak został zarośnięty ale bez przesady, tak żeby było go dobrze widać.
Po raz pierwszy model został zaprezentowany na konkursie w Lublinie w 2007r. gdzie zdobył nagrodę publiczności, a w Mistrzostwach Słowacji w Popradzie w 2008r. wywalczył brązowy medal.
Dodatkowo zdjęcia mojej dioramy można zobaczyć na www.payo.pl - galeria Lublin 2007, oraz www.MartinSchusterdiorama-35.cz - galerie Poprad 2008.
Cezary Łanik