Nakajima Ki-43 "Hayabusa"
Nakajima Ki-43 "Oskar"
Kartonowy Arsenał skala(1:33)
Oscar- reaktywacja
Gdy na konkursach lub wystawach modelarskich pada hasło: diorama, wszyscy mamy na myśli wspaniałe prace oparte na gotowych zestawach i akcesoriach plastikowych i żywicznych. Ale haslo- diorama kartonowa, budzi już lekkie zdziwienie. Co prawda mamy kategorię konkursową budowle kartonowe, ale nie są to niestety tematy militarne będące podstawą klasycznej dioramy. Niestety rzadkością jest u nas model kartonowy przedstawiony na podstawce czy rozbudowanej winetce.
Diorama kartonowa to wręcz rarytas modelarski. Dlatego postanowiłem spróbować sił w tej ,,egzotycznej” dziedzinie. Od pewnego czasu tworzę makiety- dioramy lotnicze, wykonywane od podstaw, których bazą jest karton w skali 1:33. Ostatnim moim ,,wyczynem” jest model japońskiego samolotu Ki- 43 ustawiony wewnętrzu hali remontowej. Samolot ki-43 Hayabusa w kodzie aliantów zwany Oscarem to udany płatowiec o wspaniałej manewrowości ale o raczej słabym silniku i jeszcze słabszym uzbrojeniu. Mimo to, chętnie używany w lotnictwie japońskim przetrwał do końca wojny.Pomysł na wykonanie dioramy z remontowanym Oscarem wykluwał się dość długo. Zastanawiałem się przede wszystkim nad oryginalnym wyeksponowaniem samolotu.
Były już fragmenty betonowych lotnisk, trawiaste lądowiska, modele wraków w dżungli czy nawet na dnie morza ale tylko raz spotkałem się z fragmentami relacji z budowy dioramy: niemiecka Foka wśród dźwigów, drabin i suwnic. To zadecydowało. Rozpoczął się czas żmudnych poszukiwań archiwalnych fotografii i zbieranie odpowiedniej dokumentacji. Z samym Oscarem nie było problemu, natomiast hangar i jego wygląd oraz wyposażenie stanowiły swoistą zagadkę. Co prawda Internet i literatura fachowa dostarczyły masę informacji ale jednak w formie wyjątkowo szczątkowej. Były to zazwyczaj czarno- białe fotografie japońskich samolotów podczas ich produkcji lub remontów.
Niestety, zawsze hangar i jego wyposażenie stanowiły tło i elementy te widoczne były tylko we fragmentach. Po zebraniu kilkudziesięciu fotografii udało się wreszcie odtworzyć w miarę dokładne wnętrze typowej japońskiej hali remontowej z czasów II wojny. Zdjęcia przedstawiają dość sfatygowany stan budynków. Widać duże powierzchnie dźwigarów i konstrukcji pokrytych ciemnymi plamami- prawdopodobnie łuszczącą się farbą i wszechobecną rdzą. Ciekawą rzeczą są wykonane z drewna wszelkie podesty, drabiny i podpory pod kadłub i skrzydła samolotów. Wynikało to z deficytu elementów metalowych w gospodarce japońskiej pod koniec wojny.
Model hangaru wykonany jest całkowicie z kartonu i elementów drewnianych. Włącznie z plątaniną rur, kratownic i dźwigarów. (dźwigary i kratownice podpór to zestaw kartonowy wydawnictwa GPM). Do malowania wszystkich elementów hangaru użyłem emalii Humbrola, które schły dość długo, ale nie wpływały negatywnie na papier i karton. Po dokładnym wyschnięciu farb przeszedłem do ,,postarzania” i ,,podniszczenia” całej konstrukcji. Użyłem do tego popularnych suchych pasteli, pigmentów Vallejo i drogich, ale skutecznych produktów firmy Mig. Dzięki nim otrzymałem rdzę, kurz, pył i wszelkiego rodzaju plamy i zacieki. Drewniane elementy wyposażenia hangaru zostawiłem w stanie względnie ,,świeżym”, gdyż taki wygląd prezentowały oryginalne fotografie. Do pustego pomieszczenia zacząłem stawiać wyposażenie w postaci stołów montażowych, szaf i tych wszystkich rupieci, które spotkać można w każdym warsztacie mechanicznym.
Na ścianie hangaru zawiesiłem mapę Pacyfiku, wykaz danych technicznych samolotów oraz plakat z okresu walk o Sajpan- wszystko w języku japońskich. Dołożyłem też jako dodatkową dekoracje dioramy baner propagandowy z sentencjami chwalącymi odwagę, patriotyzm i poświęcenie. Baner ubarwiłem flagami Hinomaru. Takie transparenty były dość powszechne- miały podnosić morale narodu. Zawieszano je na okrętach, budynkach. Żołnierze zakładali je na rękawach mundurów. Mój baner to hasło czternastowiecznego słynnego samuraja Kusunokiego. Tekst ten w wolnym przekładzie brzmi mniej więcej następująco: ,,gdybym miał możliwość żyć siedem razy to wszystkie moje życia oddałbym ojczyźnie”. W zakamarkach hangaru umieściłem wszelkiego rodzaju skrzynie, beczki i to wszystko, co tworzy klimat bałaganu w typowej hali produkcyjnej.
Centralnym elementem dioramy został przedstawiony już wcześniej samolot Ki-43. Jest to wersja z silnikiem . Model to wycinanka wydawnictwa państwa Halińskich z . Skleja się go praktycznie bezproblemowo. Mój Oscar ukazany jest podczas poważnego remontu. Właśnie w mocno sfatygowanym płatowcu wymieniono silnik. Osłaniające go pokrywy zostały zdjęte, nie zamątowano jeszcze karabinów maszynowych i nie założono jeszcze kołpaka śmigła. Trwają też prace przy konserwacji goleni kół. Dlatego podwozie główne nie jest do końca wypuszczone, a skrzydła i kadłub samolotu podpierają drewniane kozły.
Makietę silnika wykonałem prawie od podstaw. Użyłem elementów z wycinanki, ale zdecydowana większość części to moja radosna twórczość (oparta oczywiście na dokumentacji). Dorobiłem też elementy przedziału między silnikiem a płyta pancerną. Otworzyłem panel w którym znajdowała się radiostacja samolotu. Na całym płatowcu dołożyłem dość sporo śladów eksploatacji, szczególnie na skrzydłach. Linie podziału blach przerysowałem twardym ołówkiem 6H. Pokryłem je ciemnoszarymi, suchymi pastelami a następnie na zaimpregnowany karton ,,psiknąłem” Vallejowski półmat. Efekt swoistego ,,washa” okazał się zadawalający. Skrzydła pokryły się nalotem przypominającym zakurzoną powierzchnię. Teraz przystąpiłem do zróżnicowania zielonego kamuflażu na poszczególnych blachach poszycia.
Dorobiłem też elementy przedziału między silnikiem a płyta pancerną. Otworzyłem panel w którym znajdowała się radiostacja samolotu. Na całym płatowcu dołożyłem dość sporo śladów eksploatacji, szczególnie na skrzydłach. Linie podziału blach przerysowałem twardym ołówkiem 6H. Pokryłem je ciemnoszarymi, suchymi pastelami a następnie na zaimpregnowany karton ,,psiknąłem” Vallejowski półmat. Efekt swoistego ,,washa” okazał się zadawalający. Skrzydła pokryły się nalotem przypominającym zakurzoną powierzchnię. Teraz przystąpiłem do zróżnicowania zielonego kamuflażu na poszczególnych blachach poszycia.
I znów w ruch poszły pastele i pigmenty. Trochę denaturatu i kolejna cieniutka warstwa akrylowego półmatu. Cała ta zabawa spowodowała zamierzony efekt wizualnej nierówności blach poszycia. Myślę, że wyszło to dość ciekawie. Ostatecznie produkcja tej swoistej kartonowej dioramy trwała ponad pół roku. Najwięcej czasu zajęły jak zwykle szczegóły i drobne elementy, które z kartonu i to od podstaw wykonać jest dość trudno. To bardzo żmudna praca, ale myślę, przynosząca ciekawy efekt.
Cezary Łanik