Jak-11
O tym jak malowano Jak-a
Pewnej zimnej macowej środy nasz „techniczny” poinformował nas o możliwości wykonania nieco poważniejszych prac konserwacyjnych niż to zwykle robiliśmy. Na podstawie rozmowy Jacka z pracownikami Muzeum Lotnictwa wynikało, że zaistniała konieczność odrestaurowania trzech eksponatów spod znaku JAK – a.
Jak to w takich sytuacjach bywa, większość z nas zapaliła się do tego pomysłu, choć nie brakowało głosów sceptycznych, lub łagodniej ujmując ostrożnie optymistycznych. Koniec końców decyzja zapadła – restaurujemy Jaka-11, Jaka-17 („Agatkę”) i Jaka-23. W optymistycznych nastrojach ustaliliśmy, że powinniśmy się uwinąć z remontami najdalej do połowy października.
Na przełomie kwietnia i maja spotkaliśmy się z naszym nowym „guru” remontowym na terenie Muzeum, gdzie omówiliśmy zakres prac i wypróbowaliśmy technologie konieczne do wykonania zamierzonych prac.
Pierwsze prace nad Jakiem-11 rozpoczęliśmy 30 maja.
W Jaku-11 mieliśmy usunąć starą farbę ze wszystkich powierzchni zewnętrznych i wewnątrz kabiny, wnękach podwozia oraz usunąć starą powłokę zrobioną z płótna. Następnie należało pomalować przygotowany wcześniej samolot farbą podkładową i wreszcie pomalować odpowiednimi farbami wnętrze kabiny, wnęki i cały samolot. Na koniec zostało namalować szachownice i numery taktyczne oraz napisy eksploatacyjne.
Z racji naszych zajęć zawodowych prace przynajmniej do momentu rozpoczęcia się wakacji musiały przebiegać tylko w czasie weekendów. Z początku zdarzały się sytuacje stresujące spowodowane brakiem doświadczenia w metodach usuwania starej powłoki lakierniczej, czy też brakiem dokumentacji dotyczącej sposobu zdjęcia z płatowca konkretnych elementów (np. wiatrochron, czy limuzyny owiewek kabiny). Wreszcie po dwóch tygodniach prace ruszyły z kopyta. Namordowaliśmy się strasznie, ale efekt końcowy chyba zwraca włożoną pracę z nawiązką. Na chwilę obecną pozostało zamontować jeszcze kilka elementów wewnątrz kabiny pilotów i „Jaczek” będzie w pełni skończony.
Ciekawostką jest fakt, że samolot posiada prawie kompletną kabinę – brakuje tylko kilka zegarów, których makiety wykonał Jacek K. Mimo naszych wysiłków nie udało się otworzyć żaluzji silnika, ale nikt z nas nie podjął ryzyka uruchomienia instalacji pneumatycznej po ponad pięćdziesięciu latach przebywania na terenie Muzeum – ciśnienie 30 atmosfer mogłoby nieco mocniej „zdemolować” samolot niż my to zrobiliśmy.
Zapraszamy do oglądanie zdjęć...