Consolidated PBY-5 "Catalina"

Consolidated PBY – 5 CATALINA 
Revell skala 1/48  


Samolot ten jest znany chyba wszystkim miłośnikom lotnictwa, jak również tym, którzy z lotnictwem spotykają się tylko w trakcie oglądania filmów . Catalina pojawia się w kinematografii stosunkowo często i przykuwa uwagę swoimi rozmiarami, ciekawą konstrukcją i widowiskowymi startami i lądowaniami z powierzchni wody. Cataliny były „oczami” marynarki wojennej sił sprzymierzonych i oddziałów lądowych walczących na wyspach Pacyfiku . Zwalczały żeglugę nieprzyjacielską na wszystkich akwenach objętych działaniami II wojny. Samolot ten był lubiany przez lotników, którzy na nim latali za bezpieczeństwo i komfort i uwielbiany przez lotników zestrzelonych nad morzami, którym niosła ocalenie.

Po wojnie część płatowców została przebudowana na wersję pożarniczą i w tym wcieleniu samolot ten lata do dzisiaj ….. choć zostało ich tylko kilka sztuk. W muzeach zachowało się również kilkanaście sztuk – w większości na kontynencie Ameryki Północnej, choć ze względów na pokaźne rozmiary , nie jest tak popularna jak inne konstrukcje.

W moje ręce kilka dobrych lat temu trafił model Revella we wczesnej wersji, bez integralnego podwozia – czyli w klasycznej wersji łodzi latającej. Pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne. Po otwarciu wielkiego pudła ukazują się nam ładne wypraski z delikatnymi wklęsłymi liniami poszycia i siatką „wklęsłych nitów”. Tych ostatnich jest tysiące, ale to była cecha tego samolotu. Na dnie pudła znajdziemy ogromne elementy skrzydeł, którymi ucieszył by się każdy miłośnik piaskownicy! Trochę gorzej prezentują się detale : silniki odlane wraz ze ścianą ogniową jako 1 ½ gwiazdy, trochę ubogie przedziały załogi . Model ma zdecydowanie lepsze poszycie zewnętrze niż elementy wnętrza. To przesądziło o mojej decyzji ,ze model wykonam „prosto z pudełka” …. no prawie prosto z pudła – bo przez kilka lat nie udało mi się nabyć żadnych zestawów do waloryzacji modelu, postanowiłem poprawić kilka dostrzeżonych błędów i poprawić kilka detali. Najbardziej raziła mnie instrukcja, która choć typowa dla Revella jest już z minionej epoki, a poza tym zawiera kilka błędów i pomija kilka części.

Przed przystąpieniem do budowy przejrzałem kilkadziesiąt stron internetowych (znalazłem zdjęcia interesującej mnie wersji w malowaniu „atlantyckim”) i monografię AJ-Pressu poświęconą temu samolotowi. Porównując model z planami poprawiłem kilka linii podziału blach, ale tylko po to by mieć spokojniejsze sumienie o zgodność z „oryginałem” gdyż zdjęcia PBY-5 ukazują różnorodność detali poszycia i wyposażenia pomiędzy poszczególnymi samolotami, a ze względu na gabaryty płatowców mało jest zdjęć ze zbliżeń . Większość to rozległe ujęcia. Przyjęcie ,ze wszystkie samoloty tego samego modelu były takie same jest mocno na wyrost. Na zdjęciach widać, że „okienka” na kadłubie są w różnych miejscach, nie mówiąc już o instalacjach radiowych czy radarowych i systemach odladzania skrzydeł. Samoloty były wielokrotnie przebudowywane i modyfikowane zarówno na liniach montażowych jak i w jednostkach operacyjnych w trakcie swojej eksploatacji. 

Budowę rozpocząłem standardowo od natryśnięcia wewnętrznych powierzchni kadłuba, elementów wyposażenia kabin jeszcze na ramkach oraz zamaskowane taśmą Tamiy’i elementy przeźroczyste kolorem Interior Green z palety Gunze Sangyo. Po polakierowanie pozostałych elementów kabiny na odpowiednie dla nich kolory zmontowałem przedziały bombardiera/strzelca przedniej wieżyczki, kabiny pilotów i tylnych strzelców w gotowe moduły. Następnie skleiłem skrzydło, które składa się z 2 części dolnych powierzchni i 3 części górnych powierzchni, pocieniając uprzednio krawędzie spływu i naciąłem lotki. Taki podział technologiczny skrzydła na pewno pomaga utrzymać geometrię łączonych elementów, ale spowodował konieczność delikatnego szpachlowania na górnej powierzchni oraz na krawędzi natarcia. Linie nitów i podziału blach są niestety przesunięte i wymagają korekty. Nity odtworzyłem ręcznie wiertłem 0,3 mm, i zajęło mi to naprawdę sporo czasu. Do skrzydeł dokleiłem tylne części gondol silnikowych silnikowych i w tym miejscu pojawia się pierwszy błąd projektanta modelu. Pod tylnymi częściami osłon silnika są umieszczone kanały chłodnic, tylko, że w zestawie nie ma chłodnic! Wykonałem te elementy z odcinków rurki z uchwytów do balonów z ulubionej „restauracji” mojego syna i miedzianej siateczki. Gotowe i pomalowane chłodnice powędrowały do pudła z kabinami – postanowiłem je wkleić na końcu po pomalowaniu modelu. 

Nadszedł czas na kadłub. Niestety ten element jest przygotowany również do wersji PBY-5A i na kadłubie widać ślady łączenia wymiennych elementów form wtryskowych. Problem załatwił pilnik i papier ścierny. Problemem z modelami tych gabarytów jest to ,że długie elementy mogą ulec deformacji po zbyt szybkim wyjęciu ich z formy. Niestety dotyczyło to mojego kadłuba. Wypraski nie bardzo chciały do siebie pasować i trzeba było szpachlować górna część kadłuba prawie na całej długości. Przeżyłem lekkie załamanie nerwowe… o ile nie spodziewałem się większych problemów z odtworzeniem linii to mając w perspektywie odbudowę siatki nitów –zwątpiłem – model miał być łatwy i szybki i prosto z pudła. Nie uśmiechało mi się „nitowanie ręczne” wiertłem więc zacząłem odwiedzać punkty zegarmistrzowskie w celu zdobycia kilku odpowiednich kółek zębatych. Niestety te spacery również były stresujące ….. większość z tzw. „zegarmistrzów” ma tylko paski i baterie do zegarków….a zapytani o zębatki jakoś dziwnie wykrzywiali twarze. Na szczęście mam kolegów którzy mają strychy, a na nich pudła z poszukiwanymi przeze mnie „prawdziwymi budzikami” ! Na kilka dni zmieniłem profesję i po rozmontowaniu kilku sztuk budzików mozolnie piłowałem ząbki zębatek. Uchwyt dorobiłem z pensety . Po kilku „metrach” testów nitowanie szło już jako tako. Wnętrze kadłuba zapełniło się elementami kabin i po sklejeniu w całość ……… straciło kształt pod warstwa szpachlówki. Po wyszlifowaniu odbudowałem zatartą fakturę powierzchni i poprawiłem kształt tylnego dolnego stanowiska strzelca. 

Usterzenie poziome wykonałem w ramach odpoczynku. Odciąłem powierzchnie sterów wysokości i dorobiłem zawiasy. Elementy sterów połączyłem w całość.

Naszedł czas na połączenie kadłuba ze skrzydłami i statecznikami. Od prawidłowości wykonania tej czynności zależy geometria modelu i efekt końcowy naszej pracy. Rzadko uciekam się do wykonania szablonu do ustawienia kadłuba ze skrzydłem…. Tym razem nie było innego wyjścia. Dolna cześć kadłuba ma kształt redanu i bardzo trudno jest ustawić idealnie pionowo tak duży element na czymś prowizorycznym. To samo dotyczy skrzydeł, które maja ponad pół metra rozpiętości i sporo ważą. Po kilku poprawkach wykonałem podstawę pod kadłub ze styropianu i słupki pod końcówki skrzydeł. Tak unieruchomiony model „wylądował” na kilka dni na szafie. Podobnie postąpiłem ze statecznikami poziomymi. W tym przypadku obyło się bez szpachlowania. 

W okresie schnięcia spoin skrzydła i stateczników na warsztat wziąłem silniki. Silniki zostały uzupełnione o przewody instalacji wykonane z drutu……. z koszyczka, który był na butelce pysznego Tokaja. Dźwignie sterowania silnikami znajdują się nad głowami pilotów w środkowej części osłony kabiny pilotów. Cięgna tych dźwigni również wykonałem z cienkiego drutu. 

Po zdjęciu wewnętrznego maskowania kabin i owiewek przykleiłem je do kadłuba i po czterech miesiącach dobrnąłem do etapu malowania. Zestaw zawierał dwa malowania, które nie bardzo mnie zainteresowały ( jedno amerykańskie z pomarańczowo-żółtym płatem oraz brytyjskie w kamuflażu ), ja i tak już od początku zdecydowałem się na konkretne malowanie w kolorach szarości i bieli . Samoloty w takim kamuflażu operowały nad Atlantykiem. Niestety nie jest mi znany żaden zestaw kalkomanii dedykowany do Cataliny w skali 1/48, nie znalazłem również zestawu masek w tej skali. Potrzeba matka wynalazków – musiałem wykonać maski do wykonania oznaczeń na mój model. Oparłem się na znalezionych w Internecie kilku zdjęciach „mojego” samolotu i wymiarach znaków i ich położenia opisanych w monografii AJ-Press. Gwiazdy w kalkomaniach z zestawu są wczesnego typu z czerwonymi okręgami w środku więc również nie mogły być zastosowane. Zestaw kalkomanii ze znakami narodowymi i zestaw „amerykańskich” cyfr z Techmodu powędrował na ksero i po kilku powiększeniach otrzymałem interesujące mnie wymiary gwiazd i cyfr. Malowanie rozpocząłem od pokrycia linii podziału blach i nitów mieszanką czarnego, brązowego, szarego i zielonego. Po wyschnięciu tej warstwy rozpocząłem wykonanie kamuflażu od koloru Light Gull Gray (Humbrol 129) , którym pokryłem panel po panelu boczne części kadłuba, statecznika pionowego, osłon silników i bocznych pływaków. Metoda natryskiwania paneli z pominięciem linii podziału jest czasochłonna, ale daje ciekawe efekty cieniowania paneli. 

Kolejnym kolorem natryskiwanym na dolną część kadłuba, skrzydeł, stateczników i osłon silników był białą emalią Model Mastera. Emalia ta nie kładła się tak dobrze jak Humbrol 129 i to pomimo kilku prób różnego poziomu rozcieńczania – powierzchnia była szorstka i lekko „groszkowa”. Postanowiłem tą niedogodność usunąć na końcu malowania poprzez zeszlifowanie na mokro drobnym papierem ściernym. Górne powierzchnie modelu natrysnołem Humbrolem 140, który odpowiada kolorowi Dark Gull Gray. Malowanie modelu zajęło mi prawie 2 miesiące. Po malowaniu „zeszło ze mnie powietrze” i miałem odcisk na palcu, którym przyciskałem spust aerografu. Niedokończony model wylądował w gablocie. Rozwód z Cataliną trwał tylko tydzień, bo był już kwiecień i zbliżał się termin konkursów w Radomiu i Kielcach, na które chciałem zabrać ze sobą ten model. Rozpocząłem wykonywanie masek. W pierwszej kolejności musiałem natrysnąć tło. Po dokładnym wycięciu wnętrza znaku otrzymałem wstępną maskę do wymalowania białego tła gwiazd. Nie polecam jednak tej metody , lepiej od razu wykonać całość maski z taśmy Tamiyi lub podobnego produktu. Papier ma jednak tendencje do podnoszenia się w trakcie pracy aerografem. Rozmiary oznaczeń przekraczają jednak dwukrotna szerokość wspomnianej taśmy – musiałem wykonać maski łącząc je z 3 pasków taśmy ,na których narysowałem siatkę linii, które umożliwiły mi zmontowanie maski w całość na modelu. Następnie wkleiłem gwiazdy i boczne pasy do wnętrza obramowania. Dzięki liniom, o których pisałem wcześniej, nie było problemu ze wzajemnym ustawieniem kawałków maski. Kolejnym kolorem była Insignia Blue, który pokrył nie zamaskowane powierzchnie znaku. Po zdjęciu masek znaki narodowe były gotowe. Pozostało wykonanie numeru burtowego samolotu, którym była cyfra „3” . Jej wykonanie było łatwiejsze gdyż konieczny jest tylko czarny kolor. Pozostały jeszcze ślady eksploatacji. Okopcenia z rur wydechowych wykonałem lakierem Smoke Tamiyi , po czym pokryłem cały model półmatowym Model Masterem. 

Ostatnia czynnością było przybrudzenie modelu w dolnej części kadłuba i pływaków suchymi pastelami i postawienie modelu na „szczudłach” podwozia .

Model wyszedł chyba nieźle , na X Ogólnopolskim Konkursie Modeli Kartonowych i Plastikowych w Radomiu zdobył 1 miejsce w klasie PL 2 – S i był modelem nagrodzonym na I Kieleckim Festiwalu Modelarskim. Jednak ostateczną ocenę pozostawiam oglądającym zdjęcia.

Model przedstawia PBY – 5 nr seryjny nieznany z VP-63 druga połowa 1943 i początek 1944 roku . Jednostka operowała nad północnym Atlantykiem . Samolot był przeznaczony do misji patrolowych, niszczenia okrętów floty nawodnej przeciwnika i poszukiwania rozbitków z zatopionych okrętów i zestrzelonych samolotów.

Jacek Caliński